piątek, 3 sierpnia 2012

Wspólny Kierunek Rozdział XV

Mama zrobiła mi awanturę. O to, że nie wróciłam na noc do domu. A wierzcie mi, trudno znaleźć na szybko jakies argumenty, kiedy kłutnia odbywa się drogą telefoniczną. Ale z kąd ona w ogóle się o tym dowiedziała?! Tego typu pytania, cały czas chodzą mi po głowie. Ale obecnie, ważniejszy jest mój "związek" z Harrym. On bierze to na poważnie, czy robi sobie za mnie jaja? A może zorganizował to wszystko, żeby się za mną przespać? Nie mogłam spać nie znając odpowiedzi. Ale to dobrze że nie spałam, bo miałam czas na zastanowienia i... NAUKĘ. Rozpoczęcie, rok szkolny, szkoła, nauka... To wszystko częściowo było za mną. Ale nie wszystko i nie do końca. Nauka i szkoła jeszcze zostały. Wiecie na co się czeka od początku roku? Na koniec roku. Na wakacje. Na słońce, lato. Na to wszystko, co... Nie jest związane ze szkołą. Na moje szczęście, miałam o wiele łatwiej ze względu na to, że jestem OBCOKRAJOWCEM i (przedewszystkim) ze względu na to, że w anglii program jest rok "opuźniony". Przynajmniej w mojej walniętej szkole. Pierwsze miesiące minęły spokojnie. W zasadzie... Cały pierwszy semestr był nawet SYMPATYCZNY. Uzywam takich słów, bo mama mnie nimi zaraziła. Wrzesień, oznaczał moje urodziny, ale jakiejś większej imprezy nie było... Z drugim semestrem, przyszła do mnie smuuuutna wiadomość...
-Hej!
-Cześć, Harry.- podeszłam do niego a on mnie pocałował. - Co chciałeś mi powiedzieć?
-A tak...- uśmiech gdzieś zniknął z jego twarzy. -Jedziemy w trasę... Na...
-No... Na ile???
-Na pół roku.
Zastrzelił mnie tą odpowiedzią. Zaniemówiłam. Rozłąka z nim na pół roku, była jak... Nieporównywalna do niczego. Nie było dlamnie nic gorszego. Kiedy mówił te trzy nieważne słowa, poczułam się jakby wbijał mi nóż w plecy. Odchodząc bez słowa, przekręcił go. Zaczęłam wewnętrznie krwawić. Miałam ochote się rozpłakać, ale miałam jednbą ZŁOTĄ zasadę: "NIGDY NIE PŁAKAĆ W MIEJSCACH PUBLICZNYCH I MNIEJ PUBLICZNYCH!!!" Więc poszłam do domu. Walnęłam plackiem na kanapę i zaczęłam ryczeć. Płakałam tak przez pół godziny, ale w końcu Ala wróciła z pruby. Zapisała się do kółka teatralnego i co jakiś czas grała w jakichśtam przedstawieniach, czy spektaklach, czy cholera wie co to było. Usiadła obok mnie i spokojnie zapytała o co chodzi. Opowiedziałam jej przez łzy całą tą nieszczęsną historię. Dobrze, że rozumiemy się bez słów, bo zakładam, że kompletnie nic nie zrozumiała z mojego bełkotu. Chwilę później, po jej policzku też spłynęła łza. Niall tez wyjeżdżał. Z nimi było podobnie. Też byli jak papużki nierozłączki. Ala i Niall, Daria i Harry. Taki śmiertelny kwadracik miłosny.
Śmiertelny, bo kiedy żegnałyśmy się z nimi na lotnisku, kiedy łamałam moja ZŁOTĄ zasade i Ala też ją łamała, obydwie czułyśmy się, jakbyśmy miały deadnąć. Obie. To było okropne. Tak się zakochać. Ale przynajmniej, miałyśmy na kogo czekać przez te pół roku...
Ludzie z nudów robią dziwne rzeczy. A ja i Ala uwielbiałyśmy się zakładać. Wtedy załozyłyśmy się o...
-Założe się, że nie dałabyś rady nawet bzaśpiewać prze jurorami Muzycznych Marzeń ...
-O co zakład???- głupio odpowiedziałam.
I tak znalazłyśmy się w Brytyjskiej edycji Muzycznych Marzeń... Tak zaczęły się... Na początku castingi. Poszłyśmy na jeden "razem". Miałyśmy razem śpiewać, ale Ala dostała cykora i wylądowałam sama na wielkiej scenie. Zaśpiewałam... W każdym razie zaśpiewałam piosenkę. Zyri wydawało się... Jakby nie mieli uczuć. Mieli kamienne wyrazy twarzy. Ani uśmiechy, ani grymasy... Nic. Zero. Długo czekałam na ich opińje. Zachciało mi się płakać. W oczach stanęły mi łzy. Przygryzłam wargi. Kiedy miałam zejść ze sceny, wytrzeliłam jak rakieta. A przynajmniej chciałam. Ale starałam się iść powoli. Rzuciłam się Ali na szyję z płaczem. Kiedy pytali czy są jeszcze chęti, zwróciła się jakaś dziewczyna. Kiedy spiewała, zebrałam się i powiedziałam Ali"
-Jeżeli teraz tam nie zaśpiewasz, to ja tam nie przyjdę nigdy więcej...
I wiecie co? Zaśpiewała...

Autorką jest SiaSia moja BFF. a to jej blog: http://siasia1d.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz