Pzredstawienie miało odbyć się, tydzień przed rozpoczęciem roku szkolnego.
Strasznie irytował mnie fakt, że Ala zdobyła główną rolę. W międziczasie,
zgłosiła się jeszcze jedna uczestniczka. Była starsza od Ali i do tego
podobniejsza do niej. Idealna, na jej starszą siostrę... Miałam być córką
prezydenta. Która występowała na scenie raz i to przez 3 i pół minuty, przez
całe przedstawienie.
-Ja to mam szczęście!- powtarzałam coraz częściej.
Za każdym razem, kiedy mówiłam mój 3-minutowy tekst, który miałam wyuczony
na blachę, miałam ochotę zwymiotować, na mojego tatę, czyli typka, który miał ze
czterdzieści lat i wyglądał, jakby nigdy w życiu nie miał w ręce maszynki do
golenia. Z tego powodu, jeszcze bardziej chciało mi się żygać.
W przeddzień
przedstawienia, nie było żadnych prub, żeby sie "odstresować", jak mówiłą pani
reżyser. Ale pomimo to, mieliśmy przyjść do teatru.
-Dziękuję wszystkim, że
zechcieliście dziś przyjść. Jak wiecie, jutro występujemy, przypominam, że na
żywo. Na tej oto scenie, będziecie grać. Jutro przed waszym występem, będzie
jeszcze pruba genaralna, z mikrofonami.- mówiła pani Fredgie- nasza
choreografka. Oprowadziła nas po scenie.
-Ale dzisiaj, jesteście tutaj w
innym celu- ciągnęła.- Proszę. Oto ulotki. Dzisiaj, rozwiesicie je w jak
najwięszym obszarze naszego miasta.
Opadły nam szczęki. Mieliśmy rozwieszać
jakieśtam ulotki?!
-Jednak nie za darmo!!!- ciągnęłą pani Fredgie.-Tzry
osoby, które rozwieszą najwięcej ulotek, dostana nagrody!
Bardzo mnie to
cieszyło! Ale nie miałam ochoty cały dzień rozwieszać ulotek po całym mieście.
Postanowiłam poraz pierwszy w życiu na prawdę skorzystać z moich zdolności
aktorskich i poprostu udawać, że źle się czuję i tym samym wysępić "pójście do
domu". Oczywiście nie poszłam do domu tylko do chłopaków. Ale kiedy złapałąm za
klamkę, drzwi były zamknięte. Zadzwoniłam dzwonkiem i kilka razy głośno
zastukałam do drzwi ale najwyraźniej nikogo nie było w domu. Zadzwoniłąm do
Harrego i potem do każdego z chłopaków osobno, ale wszyscy mieli wyłączone
telefony. Lekko podłamał mnie ten fakt, ale ze żadne skarby nie chciałam iść do
domu. Do mojego śmierdzącego brata, który ciągle jęczy że jest głodny albo
migdali się na kanapie z tą jego "dziewczyną", czy tm kochanką (pogubiłam się,
która jest króra, bo chodzi z... nie wiem jak ma na imię, ale "potajemnie"
spotyka się z jego "korepetytorką"). Do mojej najlepszej pod słońcem
przyjaciółki, która cały czas gada jaki to mój obleśny brat jest śliczny i
słodziutki, chociaż ja znam go ponad 16 lat i nigdy nie zauważyłam, żeby był
śliczny, albo słodki... Oni wszyscy mnie już wkurzali. Spacerując po parku,
doszłam do wniosku, że po 16-u latach znajomości z tymi ludźmi, z którymi
mieszkałam, miałam ich poprostu dosyć. Znudzili mi się, ale pomimo to, dalej ich
kochałam. Moich okropnie nadopiekuńczych rodziców, głupiego braciszka i kochaną
Alusię... Po prostu ich kochałam i wiedziałam, że nigdy nie przestanę. Ale
potrzebowałam kogoś nowego. Kogoś... Świeżego. A chłopcy z 1D byli do tej roli
wręcz idealni. Dowieczora siedziałam na ławce w zimnym parku w krótkich
spodenkach i koszylce na ramiaczkach. Było mi obrzydliwie zimno, ale nie miałam
najmniejszego zamiaru wracać do domu, zanim nie było to konieczne. Przed godziną
18, zadzwonił telefon. Harry.
-Cześć...- powiedział nieśmiało.-
Dzwoniłaś?
-TAK!- wydarłąm się do słuchawki. -DZWONIŁAM I TO KILKA TAZY!!!
Dlaczego wszyscy mieliście wyłączone telefony?! Martwiłam się, bo dzisiaj
podobno mieliście wolne!!! Coś się stało???
-Nie... Tylko Louie jest w
szpitalu...
-O BOŻE, CO SIĘ STAŁO?!- wydarłam się jeszcze głośniej niż przed
chwilą, że nawet kilka osób przechodzących obok się na mnie dziwnie
popatrzyło...
Autorką jest SiaSia moja BFF, a to jej blog: http://siasia1d.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz