środa, 1 sierpnia 2012

Wspólny Kierunek Rozdział XI

Usiadłam na łużku.
-Dlaczego... Gdzie wtedy byłaś z Niallem?- spytałąm Ali krzątającej się po pokoju.
-Kiedy?- udawała, że nic nie wie.
-No wczoraj, jak pielęgniarka was wyprosiła z pokoju... Gdzieś razem poszliście. Gdzie i co robiliście?!
-Ok. To dzięki tobie go znam, więc ci powiem. On...
-Naprawdę?!
-Co?!- zpytała na serio zdziwiona.
-Rozdziewiczył cię?! W szpitalu?!- zapytałąm z niedowierzaniem.
-Z kąd o tym wiesz?!
-Domyśliłam się... Znam cię... 16 lat! Naprawdę, domysliłam się!
Zeszłyśmy na śniadanie. Była środa. Niedługo miał być początek roku szkolnego. Niedługo, to znaczy dwa dni później. Nie cieszył mnie ten fakt, poniewasz nie miałąm najmniejszej ochoty siedzieć na lekcjach, kiedy Louis umiera. Miałam tylko nadzieję, że Harry niedługo wyjdzie ze szpitala. I że to on będzie nad nim czuwał. Mama wyrwała mnie z zamyślenia, pytając, z czym chcę tosta. Ala wyszłąa bez śniadania. Był dzień wystepu. Przeciągnął się pare dni, z powodu czyjejśtam choroby. Miałąm wszystko w nosie. Olałąm temat. Niech moja dublerkagra córeczkę prezydenta. Ja wolałąm siedzieć w szpitalu przy chłopakach. Ale najpierw musiałam pojechać z bratem do miasta po ciuchy na rozpoczęcie roku. Moja mama szanowała tego typu "święta" i zawsze kazałą nam niewiadomo jak się stroić.
Wybrałam biało-granatową sukienkę. Miałam plan zpiąć włosy w koka i do tego ubtać granatowe baletki. Rzuciłam sukienkę na łużko. Wyszłam z pokoju i wpadłąm na brata.
-Kasa!- krzyknął.
-Co?! Jaka kasa?!
-Za podwózkędo sklepu. Kasa!
Wróciłam do pokoju, wzięłam jakis banknot (jak się później okazało, 100$) i rzuciłam go bratu. Ucieszył się jak głupi i zatrzasnął drzwi do pokoju.
W szpitalu, nikogo nie było w recepcji.
"O, jakaś nowość", pomyślałam. Złapałam za klamke drzwi do pokoju nr 212, ale były zamknięte. Zdziwiłąm się. Wróciłam na recepcję. Akórat za okienko wchodził jakis facet. "Miło", pomyslałam.
-Przykro mi, pokuj numer 212 od drugiej w nocy jest pusty. Ten osiemnastolatek został wypisany.
-A ten starszy, Louis?- zpytałam.
-Eeee... Nic mi nie wiadomo o żadnym Louisie z pokoju 212. Wiem tylko, że tamten...- popatrzył w jakąś karteczkę.- Harry, został wypisany, a pokujjest pusty. Mam nadzieję, że pani pomogłem.
Wyszłam ze szpitala ze łzami w oczach. Czyszby Louis...?

Autorką jest SiaSia moja BFF, a to jej blog: http://siasia1d.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz