Wbiegłam do szpitala i od razu pobiegłam do recepcji. Zauważyłam jak bardzo
angielskie szpitale różnią się od naszych- polskich. Oczywiście, recepcjonistka
zapytała, czy jestem kimś z rodziny, a ja powiedziałam prawdę. Powiedziała, że
nie mogę isc, ale kiedy ujrzała łzy w moich oczach, jakby nagle zmiękła i
szeptem powiedziała "Drugie piętro, pokój 212". Otarłam łzy i się uśmiechnełam i
od razu pobiegłam w strone schodów. Szpital był ogromny. Na drugim piętrze, było
100 pokoi, a ja miałam znaleźć jeden. Łatwo nie było, ale kiedy zasapana
otwożyłam drzwi z numerkiem "212", przywitał mnie gorący uśmiech Harrego i
trochę zimniejszy uśmiech Louisa. Usaidłam koło jego łużka, na przeciwko Harrego
i wzięłam go za rękę. Popatrzyłam na niego i starałam się uśmiechnąć, ale sama
nie wiem, czy mi wyszło.
-Miał wypadek samochodowy. Narazie nie może mówić.
Sam nie wiem czemu, ale niedługo zdejmą mu to coś- wskazał masę kabli
przycepionych do klatki piersiowej Louisa. Wziął przyjaciela za rękę i
powiedział:
-Wszystko będzie dobrze.
Miał łzy w oczach, ale się nie
rozpłakał. Otarł je po chwili i popatrzył na mnie, ale ja byłam skupiona na
Louiem. Jednak zauważyłam katem oka, że na mnie patrzy, więc postanowiłam
poparyzeć i na niego. Uśmiechnęłam się, ale nie byłam wstanie nic powiedzieć.
Nie był to szczęśliwy uśmiech. Był to uśmiech pocieszający. Nagle do pokoju
weszła jakaś kobieta w białym fartuszku, podejrzewam, że pielęgniarka. Podeszła
do Louiego i położyła rękę na jego czole, chyba sprawdzała, czy nie jest
rozpalony.
-Mogłabym was teraz poprosić, żebyście wyszli na 15 minut?-
powiedziała. Po chwili ja wstałam, a Harry się otrząsnął i razem wyszliśmy z
pokoju. Żucił się na moją szyję. Na ramionach poczułam jego łzy. Odsunęłam go od
siebie i się uśmiechnełam.
-Harry, daj spokój. Ja wiem, jak to jest, kiedy
tak bliska ci osoba, jest chora i leży w szpitalu. Ale ty nie masz prawa tracic
nadzieji. I nie masz prawa go samego zostawiać. Dlatego nie płacz, weź się w
garść i przedewszystkim: NIE POCIESZAJ GO. To tylko dołuje. Postaraj się nie
płakać, dobże? Widzisz, ja jakoś daję radę. A wbrew pozorom, mi też jest
cieżko.
Patrzył na mnie coraz bardziej zdziwiony, ale w końcu otarł łzy i
pokiwał głową.
W nocy nie mogłam zasnąc. Czułam, że to mnie dusi. Musiałam
komuś powiedzieć. Alci. W sumie, tylko jej już ufałam w tym domu. Napewno nie
rodzicom, bo musiałabym im powiedzieć, że kumpluję się z pięcioma chłopakami, a
to byłby dla nich koszmar. Nie chciałam powiedzieć także bratu, bo to byłoby
równoznaczne z powiedzeniem tego rodzicom- wypaplałby. Musiałam powiedzieć Ali.
Wstałam z łuzkai podeszłam do jej (łużka). Usiadłąm obok niej. Leciutko nią
potrząsnęłam.
-Ala...
-No?- zapytała nieprzytomnie.
-Mój przyjaciel,
Louis z One Direction jest chory, leży w szpitalu, drugi, Harry, też z 1D, jest
chyba na skraju załamania nerwowego, a mi się chce przez to wszystko
płakać...
-Acha...-powiedziała jeszcze bardziej nieprzytomnie i odwróciła sie
na drugi bok. Ja usiadłąm na swoim łużku i wybuchłam głosnym płaczem.
Autorką jest SiaSia moja BFF, a to jej blog: http://siasia1d.blogspot.com/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz