środa, 1 sierpnia 2012

Wspólny Kierunek Rozdział VII

Wbiegłam do szpitala i od razu pobiegłam do recepcji. Zauważyłam jak bardzo angielskie szpitale różnią się od naszych- polskich. Oczywiście, recepcjonistka zapytała, czy jestem kimś z rodziny, a ja powiedziałam prawdę. Powiedziała, że nie mogę isc, ale kiedy ujrzała łzy w moich oczach, jakby nagle zmiękła i szeptem powiedziała "Drugie piętro, pokój 212". Otarłam łzy i się uśmiechnełam i od razu pobiegłam w strone schodów. Szpital był ogromny. Na drugim piętrze, było 100 pokoi, a ja miałam znaleźć jeden. Łatwo nie było, ale kiedy zasapana otwożyłam drzwi z numerkiem "212", przywitał mnie gorący uśmiech Harrego i trochę zimniejszy uśmiech Louisa. Usaidłam koło jego łużka, na przeciwko Harrego i wzięłam go za rękę. Popatrzyłam na niego i starałam się uśmiechnąć, ale sama nie wiem, czy mi wyszło.
-Miał wypadek samochodowy. Narazie nie może mówić. Sam nie wiem czemu, ale niedługo zdejmą mu to coś- wskazał masę kabli przycepionych do klatki piersiowej Louisa. Wziął przyjaciela za rękę i powiedział:
-Wszystko będzie dobrze.
Miał łzy w oczach, ale się nie rozpłakał. Otarł je po chwili i popatrzył na mnie, ale ja byłam skupiona na Louiem. Jednak zauważyłam katem oka, że na mnie patrzy, więc postanowiłam poparyzeć i na niego. Uśmiechnęłam się, ale nie byłam wstanie nic powiedzieć. Nie był to szczęśliwy uśmiech. Był to uśmiech pocieszający. Nagle do pokoju weszła jakaś kobieta w białym fartuszku, podejrzewam, że pielęgniarka. Podeszła do Louiego i położyła rękę na jego czole, chyba sprawdzała, czy nie jest rozpalony.
-Mogłabym was teraz poprosić, żebyście wyszli na 15 minut?- powiedziała. Po chwili ja wstałam, a Harry się otrząsnął i razem wyszliśmy z pokoju. Żucił się na moją szyję. Na ramionach poczułam jego łzy. Odsunęłam go od siebie i się uśmiechnełam.
-Harry, daj spokój. Ja wiem, jak to jest, kiedy tak bliska ci osoba, jest chora i leży w szpitalu. Ale ty nie masz prawa tracic nadzieji. I nie masz prawa go samego zostawiać. Dlatego nie płacz, weź się w garść i przedewszystkim: NIE POCIESZAJ GO. To tylko dołuje. Postaraj się nie płakać, dobże? Widzisz, ja jakoś daję radę. A wbrew pozorom, mi też jest cieżko.
Patrzył na mnie coraz bardziej zdziwiony, ale w końcu otarł łzy i pokiwał głową.
W nocy nie mogłam zasnąc. Czułam, że to mnie dusi. Musiałam komuś powiedzieć. Alci. W sumie, tylko jej już ufałam w tym domu. Napewno nie rodzicom, bo musiałabym im powiedzieć, że kumpluję się z pięcioma chłopakami, a to byłby dla nich koszmar. Nie chciałam powiedzieć także bratu, bo to byłoby równoznaczne z powiedzeniem tego rodzicom- wypaplałby. Musiałam powiedzieć Ali. Wstałam z łuzkai podeszłam do jej (łużka). Usiadłąm obok niej. Leciutko nią potrząsnęłam.
-Ala...
-No?- zapytała nieprzytomnie.
-Mój przyjaciel, Louis z One Direction jest chory, leży w szpitalu, drugi, Harry, też z 1D, jest chyba na skraju załamania nerwowego, a mi się chce przez to wszystko płakać...
-Acha...-powiedziała jeszcze bardziej nieprzytomnie i odwróciła sie na drugi bok. Ja usiadłąm na swoim łużku i wybuchłam głosnym płaczem.

Autorką jest SiaSia moja BFF, a to jej blog: http://siasia1d.blogspot.com/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz