-Dobrze ...
-Ubierz się i za chwilę możesz przyjść na śniadanie ...
-Eche ...
Pani w białym wyszła, a ja moloznie zsunęłam się z łóżka i zaczęłam wsuwać na nogi czarne dresy .
Zapięłam stanik i założyłam jakąś pierwszą, lepszą bokserkę .
Wyszłam z pokoju .
W czasie śniadania jak zwykle kolorowa babka myła mi podłogę w pokoju, pościeliła łóżeczko, wytarła kurze z szafeczki, o ile jakieś tam od wczoraj się pojawiły ...
Wszyscy byli tu przesadnie mili i słodcy do wyrzygania ...
Jednak tego dnia wszyscy patrzyli na mnie inaczej .
Zupełnie inaczej . Wszyscy .
Kiedy z powrotem weszłam do mojej białej sali, na szafce stał wazon z bukietem krwistoczerwonych róż .
Powąchałam pąk jednej z nich i przed oczami stanęło mi na raz ze sto obrazów . Ciągle się zmieniały, słyszałam głosy i widziałam twarze . A temu szmerowi towarzyszył kłujący i przeszywający ból głowy .
Upadłam na kolana .
Kiedy to piekło się skończyło, moje oczy zabłysnęły . Wstałam .
Jeszcze raz popatrzyłam na bukiet i po moim policzku spłynęła łza . A serce mi się ścisnęło w piersi . Poczułam się dziwnie . Tak jak jeszcze nigdy, ale równocześnie doskonale znałam to uczucie . Szybko wstałam i pobiegłam do dyżurki pielęgniarek dopytać od kogo to . Nie uzyskałam odpowiedzi, ale usłyszałam coś, co na dobre mną przetrząsnęło .
Coś, na co czekałam od ponad miesiąca . Od początku pobytu w tym szpitalu . Na tym oddziale ...
♥____________________________________________♥
Szczerze dziwnie krótkie te rozdziały i jak na tą chwilę jestem kompletnie
zielona czytając to i nie mam bladago pojęcia co dalej
moja przyjaciółeczka wymyśli. Jak narazie nic tutaj, nie ma
nic wspólnego z poprzednimi rozdziałami... o.O
Komentujcie i napiszcie mi jak wam się podoba to opowiadanie ;)